Ciekawy świata, z doskonałym wyczuciem rynku, konsekwentnie realizujący założenia firmy, a przy tym wysportowany i posiadający niebanalne poczucie humoru. Krzysztof Lewandowski, bo o nim mowa, od dwudziestu czterech lat jest współwłaścicielem firmy zabawkarskiej Artyk, która może pochwalić się ugruntowaną pozycją na rynku i ogromnym szacunkiem, jakim darzą ją kontrahenci.
„Świat Zabawek”: Koniec roku to dobry moment na podsumowania i refleksje. Z jakich zeszłorocznych osiągnięć na rzecz firmy jest Pan najbardziej zadowolony, a czego nie udało się zrealizować?
Krzysztof Lewandowski: – To nie był łatwy rok dla naszej firmy. Mimo to udało nam się jednak zrealizować większość planów i założeń. Dobrze oszacowaliśmy możliwości sprzedaży towarów w sezonie gwiazdkowym i dlatego nie mieliśmy problemów ze stokami magazynowymi. Ponadto zwiększony asortyment i kampanie TV pozytywnie wpłynęły na rozpoznawalność marek Natalia Collection oraz Ani Magic. Udało nam się również wprowadzić nową serię zabawek VIP Pets i lalek Moonlight. We wszystkich kanałach dystrybucji nasza sprzedaż była dużo większa. Oprócz własnych marek jesteśmy dystrybutorem produktów licencyjnych sprowadzanych bezpośrednio z Hongkongu: Barbie, Monster High, The Littlest Pet Shop, My Little Pony, jak też innych produktów na licencji Disneya. Utrzymaliśmy pozycję lidera w dystrybucji piłek gumowych hiszpańskiej firmy Unice. W ubiegłym roku wprowadziliśmy do sprzedaży produkowane przez nas w Polsce nowe tytuły gier planszowych „Awagra” i rozszerzyliśmy dystrybucję o nowe sieci. Poszerzyliśmy też rynki zbytu o nowe kraje Unii Europejskiej. Nie udało nam się jedynie uruchomić w planowanym terminie platformy internetowej B2B.
Trzy najważniejsza postanowienia noworoczne…
– Uruchomienie do czerwca platformy internetowej B2B. Wprowadzenie nowego asortymentu w linii Natalia Collection, jak też nowej kolekcji produktów z Edu & Fun.
Czy jest Pan optymistą, czy raczej zachowawczo podchodzi Pan do wszelkich kwestii?
– Mam optymistyczny stosunek do życia. Cechuje mnie duże poczucie humoru, ale niestety, najczęściej działam pod wpływem impulsu.
Co daje Panu najwięcej satysfakcji w życiu zawodowym i osobistym?
– Największą moją satysfakcją zawodową jest to, iż mimo różnych zawirowań i trudności nasza spółka istnieje już 24 lata i nadal się rozwija. Mamy stabilną załogę z kilkunastoletnim stażem. W życiu osobistym największą radość sprawiają mi moje wnuczki.
Czym jest dla Pana praca?
– Praca sprawia mi dużo satysfakcji. Mogę się w niej realizować. Lubię wyjeżdżać i obserwować zmiany, jakie na przestrzeni lat następują na świecie. Jak zmienia się kraj odwiedzany, powstają nowe ulice w miastach, w których bywam cyklicznie (trzy, cztery razy w roku). Dzięki pracy 22 lata temu pierwszy raz wyjechałem służbowo do Chin. W czasie wyjazdów wielką frajdę sprawia mi wyszukiwanie nowych zabawek, których wybór ciągle mnie bawi i cieszę się, jeśli znaleziony przeze mnie produkt dobrze się sprzedaje. Zawsze staram się tak organizować wyjazd, aby połączyć pracę z moim hobby, tj. z poznaniem nowego miejsca. Gdyby nie praca, nie zobaczyłbym tylu wspaniałych rzeczy…
A jak najchętniej spędza Pan wolny czas?
– Aktywnie. Dwa razy w tygodniu gram w siatkówkę. W sezonie zimowym minimum dwa razy wyjeżdżam na narty w Alpy. Od 14 lat należę do klubu nurkowego Diodon, z którym w każdą niedzielę uczestniczę w zajęciach na basenie i wyjeżdżam dwa razy w roku na safari nurkowe. Miesiąc temu wróciłem z Maledywów. Wieczorami w domu dla relaksu czytam książki i rozwiązuję krzyżówki. Lubię oglądać kanały tematyczne, jak Discovery czy Historia.
Jakie miejsce w Polsce lub na świecie chciałby Pan odwiedzić w tym roku?
– Nie byłem jeszcze w Ameryce Południowej. W najbliższych planach naszego klubu jest wyjazd na nurkowanie do jaskiń Meksyku. Trwają już nawet wstępne przygotowania.
Jaką płytę z muzyką wozi Pan zawsze w samochodzie?
– Pink Floyd, The Beatles. Z polskich: Dżem i starsze utwory Krzysztofa Krawczyka. Ostatnio niemal na okrągło słucham Raya Wilsona, ostatniego solisty z zespołu Genesis.
Trzy ulubione filmy, do których najchętniej Pan wraca…
– Mam kilka ulubionych filmów: „Wielki błękit”, „Pola śmierci”, „Urodzony 4 lipca”, „Cesarzowa”. A z polskich produkcji: „Chłopaki nie płaczą”, „Vabank”, „Poranek kojota”, „Jak rozpętałem II wojnę światową”.
Jakie cechy ceni Pan w ludziach najbardziej?
– Szczerość, otwartość, uczciwość.
Jak ocenia Pan sytuację na rynku zabawek?
– Rynek zabawek nie jest łatwy. Konsumenci ulegają manii reklamy, myślą za nich tablety. Nie potrafią realnie ocenić wartości artykułu, samodzielnie pomyśleć. Liczą się tylko rabat, promocja. Niestety, rynek został rozregulowany przez markety. Wielkie niebezpieczeństwo dostrzegam w sposobie traktowania tego sektora przez jednostki powstałe do kontroli rynku i urzędy celne. Te ostatnie kontrolują tylko małych importerów, zamiast rzetelnie sprawdzać wielkich. Dużych koncernów nie obowiązują wymogi umieszczania na zabawce adresu producenta, napisu w języku polskim i instrukcji obsługi rozpisanej aż do absurdu. Tak jakby prawo dla nich było inne niż dla pozostałych mniejszych firm. Organy kontrolujące ulegają presji monopoli zabawkarskich, blokując bezprawnie wjazd zabawek na teren kraju, zasłaniając się prawem własności intelektualnej. Nie wszyscy mają siłę się im przeciwstawić. Rynek będzie się zacieśniać, coraz bardziej skraca się okres zabawy przez dzieci zabawkami tradycyjnymi.
Czy są polskie firmy zabawkarskie, które Pan podziwia?
– Tak, i to nawet kilka, chociażby Trefl, Cobi czy Canpol.
Czego najbardziej mogłabym Panu życzyć?
– Zdrowia i odporności na bzdurne przepisy Unii Europejskiej – stosowane rzekomo w celu ochrony naszego życia i równości w traktowaniu wszystkich jednakowo.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wakulak